Marceline Desbordes-Valmore - Wieniec z liści odarty

Wieniec z liści odarty

Wieniec, odarty z liści, wreszcie zanieść muszę
W ogród Ojca mojego, gdzie podmuch szeleści,
I trwonić długo będę mą klęczącą duszę:
Ojciec zna leki tajne, by zgładzić boleści.

Pójdę, pójdę, przynajmniej zagadam szlochaniem:
„O, spójrz, cierpień nad siły”… Popatrzy z ostrożna,
Pod bladością bez wdzięku, okiem łzą zalanem,
Ponieważ jest mym Ojcem, chętnie mnie rozpozna.

Powie: „Oto ty, duszko, żałobna i miła,
Czyż krokom zabłąkanym nie starczyło ziemi?
O, siostro, jam jest Bóstwem; tyś w radości żyła.
Oto domostwo, serce me; nie pogardź niemi!”

Łagodności! słodyczy! Ojcze! o, ustronie!
Dosłyszałeś twe dziecię, gdy samotnie łkało.
Tak, spodziewam się Ciebie, niechaj dotkną dłonie,
A to, co zatraciłam, posiadasz. Weź ciało.

Ty nie odrzucisz liścia, co zamarł w posusze.
Ta zbrodnia ziemi oto odpuszczona w niebie.
Nie przeklniesz dziecka, które rozdało swą duszę,
By odzyskać ją w winie i anielskim chlebie.

--
Przekład: Stefan Napierski
Żródło wiersza: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/wieniec-z-lisci-odarty.html.
Ilustracja: zdjęcie mojego autorstwa.

Komentarze